NOWY DWÓR MAZOWIECKI – w (epi)centrum Wideł Trzech Rzek

Spichlerz za milion rubli srebrem.
Przypomina bardziej resztki jakiejś rezydencji magnackiej z epoki renesansu niż budynek, jaki miał służyć do rozładunku barek wiślanych i przechowywania worków ze zbożem. Dlatego mógł zagrać pałac Horeszków w filmie Andrzeja Wajdy według „Pana Tadeusza”. Imponująca, choć już mocno zniszczona budowla prawie na samym styku Narwi i Wisły jest widoczna z daleka. Fundamenty są podobno osadzone na palach. Pomimo tak kapryśnego podłoża stoi od ponad stu lat (był budowany w latach 1832-44) na swoim miejscu. Od lat też budzi emocje – przede wszystkim żal i chęć, aby wreszcie ożyło to gmaszysko, w którym można było zgromadzić 82487 metry sześcienne zboża.
  

 

 NOWY DWÓR MAZOWIECKI – W (EPI)CENTRUM WIDEŁ TRZECH RZEK

Jeśli w nazwie figuruje człon „nowy” to jest gwarancja, że miejscowość jest bardzo stara. Nowy Dwór Mazowiecki usadowił się w miejscu, które przez wieki nosiło różne nazwy.W Polsce jest aż kilkadziesiąt miejsc i miejscowości o tej nazwie, ale ten – „stolica” krainy Wideł Trzech Rzek, jest jeden jedyny, wyjątkowy i nie sposób go pomylić z żadnym innym. Nigdy się nie dowiemy jak je nazywali łowcy reniferów sprzed wielu tysięcy lat, którzy często tu koczowali, a następnie założyli stałe siedliska na tych wysokich brzegach, zostawiając po sobie setki śladów. Niedawno w korycie rzeki, tuż pod samym mostem, odnaleziono trofeum sprzed wieków - czaszkę tura. Ale współczesnych wędrowców o wiele bardziej obchodzą inne znaleziska i atrakcje na tym terenie.

Sama twierdza, największa w Europie, dominuje nad całą okolicą i w wyobraźni wszystkich gości. Ale w promieniu kilku kilometrów od głównych murów Twierdzy Modlińskiej można odnaleźć nie tylko cały łańcuch, a raczej pierścień mniej lub gorzej zachowanych fortów, ale także wiele innych obiektów wartych poznania.

Twierdza jest jak piramida Cheopsa w Egipcie – dominuje tu nad wszystkim, do niej wszyscy kierują swe pierwsze kroki (*patrz - odrębna część przewodnika tylko na ten temat na str….), ale potem warto zobaczyć inne skarby, które można napotkać tuż obok, tylko trzeba sobie zadać trochę trudu. Ale ten wysiłek zawsze się opłaci!

Już na samych przedpolach – by użyć terminologii fortecznej – tuż przy samym moście znajduje się prawdziwy rarytas w skali Europy, mimo którego codziennie przejeżdżają tysiące kierowców i żaden z nich nawet nie odwróci głowy. To niewielki, ale bardzo cenny rezerwat - Kępa Ruska. Nieuważnych tłumaczy tylko fakt, że z ich perspektywy (więcej zobaczą piesi) widać tylko wielki masyw zieleni. Zimą, kiedy liście opadną, niewiele więcej można zobaczyć przez plątaninę pni, ogołoconych gałęzi, krzewów, wykrotów. Wiosną jest często zalewana, co wcale nie szkodzi i tak bujnej roślinności.

Grzegorz Okołów, Centrum Edukacji Kampinoskiego Parku Narodowego:
- Tuż przy Nowym Dworze Mazowieckim, przy samym moście nad Wisłą, na prawym jej brzegu znajduje się jeden z najcenniejszych i najważniejszych przyrodniczo rezerwatów na Mazowszu, a nawet w Polsce – Kępa Ruska.

Właściwie wszyscy kierowcy, miejscowi i przyjezdni, po prostu przemykają koło tego miejsca, nie poświęcając mu żadnej uwagi. Skrajem tej kępy biegnie ścieżka, którą czasem podążają spacerowicze, czasem rowerzyści, najczęściej wędkarze. Wszyscy widzą tylko wysokie drzewa i jeden zbity gąszcz gałęzi, pni, krzaków. A to jest jeden z najpiękniejszych i najstarszych łęgów wierzbowo-topolowych.

Las, który kiedyś, kiedyś przed wiekami porastał brzegi większości wielkich rzek europejskich – zanim człowiek nad nimi gospodarować i zmienił go nieodwracalnie. A tu mamy taki żywy, nietknięty zabytek dzikiej natury sprzed wieków, ba! nawet tysiącleci. Tak wyglądały brzegi Wisły ,Narwi, także Bugu, kiedy osiedlali się na nich pierwsi osadnicy. To wielka rzadkość, istny rarytas przyrodniczy.

Te lasy są dla nas bardzo egzotyczne – z tego względu, że ocalało ich niezwykle mało, tak „na lekarstwo”, a poza tym one naprawdę wyglądają jak dżungla tropikalna, choć składają ze zwykłych wierzb i topól czarnych. Ale te drzewa osiągają tu„wzrost” do kilkudziesięciu metrów. Ich grube pnie trudno zauważyć, bo są porośnięte bluszczem, pnączami i powojami, które zwisają jak liany i czepiają się każdej gałęzi.

Runo dochodzi do wysokości prawie 2 metrów, bujna i soczysta zieleń tworzy zwarty mur, nie do przebycia, bo wiele roślin osiąga wielkie rozmiary. Nawet w jasny, upalny dzień panuje tu półmrok, przecinany promieniami słońca, rozświetlany nielicznymi plamami światła, a w ciszy rozlega się śpiew wielu ptaków, latają też owady, w tym rzadkie, piękne motyle. Dżungla nad Wisłą, matecznik wielu zwierząt. Okaz, jaki ocalał przypadkiem - na nasze szczęście.

Kępę Ruską, tak jak całą Wkrę, Narew, Wisłę najlepiej jest poznawać z wody – tak jak je widzieli nasi przodkowie. Jest po temu sposobność dzięki ośrodkowi SILURUS.

Krzysztof Krygier:
- Jestem jedynym w tym regionie przedsiębiorcą, który działa nad wodą, w tak bliskim i stałym kontakcie z rzeką.

Ośrodek nazywa się SILURUS, co po łacinie znaczy sum – a ta ryba to prawdziwy król naszych rzek. Nazwa wzięła się przede wszystkim stąd, że regularnie łowimy właśnie tu, przy ujściu Narwi do Wisły (czyli 500 metrów od naszej przystani) naprawdę wielkie okazy sumów, ocierające się o rekord Polski, ważące po kilkadziesiąt kilogramów.

Jestem entuzjastą wędkarstwa, żeglarstwa, w ogóle żywego kontaktu z wodą i dziką naturą. Stąd się wziął SILURUS, bardziej na zasadzie uzupełniania hobby niż głównej działalności. Ośrodek, położony w bardzo dogodnym miejscu, bo tuż przy słynnej twierdzy modlińskiej, choć nastawiony na obsługę zapalonych wędkarzy, ma charakter otwarty – każdy może tu przyjść lub przyjechać (jest duży bezpieczny parking), z całą rodziną, skorzystać z plaży, ogródka jordanowskiego, wypożyczalni kajaków, restauracji i grilla.

Mamy tu profesjonalną przystań, a także całą flotę drewnianych łódek, skonstruowanych na wzór dawnych wiślanych „batów”. Już naprawdę niewielu starych szkutników umie zbudować taką łódź, według wszelkich reguł starej sztuki, która już jest w zaniku. A to jest „pojazd” naprawdę niezastąpiony na te wody, o kształcie i „duszy” wypracowanej przez wieki. Jeśli zrobi go niewprawna ręka to już po roku taka łódka nadaje się tylko na podpałkę.

W oparciu o te doświadczenia – bo nie wystarczą same łodzie, muszą być jeszcze ludzie, którzy „czują wodę” i umieją bezpiecznie poruszać się po niej – organizujemy spływy krytymi gondolami. Takie „spacery wodne” z przewodnikiem – w górę rzeki do Warszawy, albo częściej w dół – przez ujście Narwi do Wisły, potem do Smoszewa cieszą się wielkim powodzeniem, bo to jest rzadka atrakcja.

Mało kto organizuje taką łatwo dostępną turystykę wodną. Nie każdy posiada własny sprzęt i uprawnienia, odpowiednie umiejętności – jakich wymaga poruszanie się zwłaszcza po Wiśle. A wielu ludzi wraz z rodzinami wprost marzy o tym, aby popłynąć największą polską rzeką i kiedy tylko mają taką okazję, natychmiast z niej korzystają.

Najpierw oglądamy twierdzę, potem słynny spichlerz (oficjalnie dostęp jest tylko drogą wodną), piękny rezerwat Wikliny Wiślane na wysokości Zakroczymia oraz Wyspy Smoszewskie. Dla pasażerów (na pokład gondoli wchodzi 10 osób) egzotycznym widokiem są zarośnięte kępy, wielkie mielizny, stada ptaków, często też można zobaczyć dzikie zwierzęta – sarny, dziki, ślady żerowania i budowle bobrów. Kończymy spływ przy pałacu w Smoszewie. Jest tu zabytkowy pałac z XVIII wieku, otoczony dużym parkiem – kiedyś dostępny, obecnie niestety zamknięty dla zwiedzających. I to wielka szkoda, bo pierwotny zamysł polegał na tym, aby uczestnicy rejsu mogli w tym miejscu odpocząć, posilić się i wrócić do Nowego Dworu, lub też prosto do Warszawy, już drogą lądową, zorganizowanym specjalnie transportem, albo też na rowerach.

Ale nie tylko jeden szczegół wymaga daleko idących ZMIAN…

 

powrót do spisu rzeczy