WIELISZEW - oaza pod Warszawą

WIELISZEW - oaza pod Warszawą

Kościół w Wieliszewie ma piękną bryłę, ale jest jeszcze „młodzieniaszkiem”, nie ma nawet stu lat. Został wzniesiony na miejscu dawnego drewnianego kościółka, który spłonął podczas wojny. Z jego powstaniem wiąże się podanie – ocalało ono tylko w tradycji ustnej, czyli tylko w ludzkiej pamięci, nie ma żadnego potwierdzenia w dokumentach pisanych, a więc na pewno jest prawdziwe!

Otóż dawno temu, bodajże podczas pierwszego wiosennego spływu, zaraz po zejściu lodów z rzeki ( zwanego „fryjorskim”) wielka nawałnica wyrzuciła na brzeg w tym właśnie miejscu grupkę flisaków i retmanów. Ledwie uszli z życiem, choć byli bardzo doświadczeni, nie raz nie dwa zaglądali śmierci w oczy i wymykali się licznym niebezpieczeństwom jakie czyhała na rzekach uznali to za prawdziwy cud.

Z wdzięczności za uratowanie siebie od śmierci a bliskich od niedostatku i opuszczenia postanowili w tym właśnie miejscu (a to wysoki brzeg), kiedy tylko wody opadną postawić krzyż. Zaraz po złożeniu tych ślubów nastąpiła raptowna poprawa pogody (jak to nad kapryśną Narwią), fale opadły…Ale rychło się okazało, że wody wzburzonej rzeki naniosły na ten zbawczy brzeg istne sągi drewna z ich rozbitej tratwy oraz następnych.

Uratowani z odmętów retmani uznali to za wskazówkę Opatrzności i postanowili zbudować już nie krzyż, lecz cały kościół. Jak postanowili tak zrobili. Było pomiędzy nimi wielu zdolnych cieśli, z zapałem zabrali się do roboty. Wieść rozeszła się szeroko, do budowniczych jęli ściągać inni rozbitkowie, a także okoliczni mieszkańcy (bo okolice od dawien dawna były dość ludne).

Kościółek stał przez wieki, aż zniosła go nawałnica historii, potężniejsza od Narwi, Wisły i wszystkich polskich rzek razem wziętych. Ale to podanie jak na dłoni ukazuje przeszłość tych ziem – jak Narew kształtowała brzegi i dzieje ludzi, osiadłych nad jej nurtem i korzystających z tego odwiecznego szlaku. Może dlatego tak bardzo zapadło w pamięć i ocalało?

Grzegorz Biernat
- Nie pochodzę z tych stron, ale od 1985 roku mieszkam i pracuję w Wieliszewie i muszę przyznać, że naprawdę szybko zauroczyły mnie te okolice.

Zacząłem je poznawać nie tylko podczas wielu pieszych i rowerowych wędrówek, ale także studiując wszelkie dostępne przekazy historyczne, w tym stare kroniki parafialne, wysłuchując też opowieści najstarszych mieszkańców. Tak że teraz czuję się już prawdziwym „tubylcem” – a już na pewno o wiele więcej wiem o Wieliszewie niż wielu jego rdzennych mieszkańców.

I teraz kiedy patrzę na jakiś zakątek od razu „widzę” to, co się działo na wieliszewskich brzegach i łęgach nie tylko przed wojną, wiek czy dwa temu, ale i kilka tysięcy lat temu. Wszystko splata się w jeden nurt, a główną siłą jest i była oczywiście rzeka Narew. I tak jest oraz miejmy nadzieję, że pozostanie na zawsze, nie stanie się nic, co mogłoby zepsuć ten naturalny porządek rzeczy.

Osadnictwo w tych okolicach rozpoczęło się już w zamierzchłych czasach – nie tylko nad samymi brzegami, ale i na terenie rozległych mokradeł. Poszczególne wzniesienia były idealnym schronieniem dla mniejszych i większych grup myśliwych i zbieraczy, którzy łatwo mogli się wyżywić, bo okoliczne bezkresne lasy i łąki pełne były zwierza, a wody rybne i spławne.

Wykryte stanowiska archeologiczne są bardzo liczne, tworzą ciekawą a charakterystyczną „mapę”. Wsie Komornica, Krubin, Łajski, Olszewnica Stara, Skrzeszew i Kałuszyn to istny katalog znalezisk z wielu epok na przestrzeni od 8 000 p.n.e. aż po wczesne średniowiecze. W samym Wieliszewie, na wzgórzu pomiędzy Zalewem Zegrzyńskim a Jeziorem Wieliszewskim (to tak naprawdę piękne starorzecze Narwi) odnaleziono słynne pomiędzy naukowcami „groby kloszowe” sprzed 7 000 lat.

Choć te archeologiczne ciekawostki może nie wszystkich interesują, to jednak działają na wyobraźnię i ukazują jak ludzie i natura zawsze tutaj w jakiś sposób „rozmawiali”, żyli w ścisłym związku. Ten dialog toczą teraz, w XXI wieku już niby w inny, ale jakoś wciąż podobny sposób właściciele ponad pięciu tysięcy działek. Coś ich tu sprowadziło i trzyma…

Skąd się wziął ten „genius loci” – charakter i duch miejsca oraz co spowodowało, że przetrwał do naszych czasów? Pamiętajmy, że Korona i Litwa rozwijały się prężnie, a Mazowsze, pozostające na uboczu aż do XVI wieku było taką trochę dziką krainą, porośniętą wielkimi puszczami.

Istnieją przekazy, że obecny kanał żerański powstał na miejsce szlaku wodnego, z którego korzystali najpierw książęta mazowieccy, a następnie królowie polscy, udający się na łowy w te właśnie okolice – nad dziką potężną Narew, w pobliże Serocka, gdzie był bród i wygodne brzegi do przybijania. Takim ulubionym miejscem wypadów na łowy i długie pobyty były także nieprzebyte lasy wokół Nieporętu, gdzie królowie mieli swój dwór myśliwski.

I można nawet zaryzykować twierdzenie, że właśnie na terenie Wieliszewa pomimo upływu wieków ta atmosfera dzikości, bogatej natury w jakiś sposób ocalała do dziś dnia. To zasługa Narwi.

To ona tocząc swoje wody, teraz znacznie łagodniejsze, niosła przez wieki łodzie, dłubanki, tratwy a potem szkuty i komięgi z całej Litwy, a z falami Bugu przypływały aż z Rusi Czerwonej i nawet z dalekiego Bizancjum przerozmaite ładunki, ludzie a z nimi. To minęło bezpowrotnie, ale zostały tkane przez tysiąclecia przepiękne starorzecza, łąki, ścieżki, zagajniki, bujnie porośnięte brzegi, nastrojowe oczka wodne.

Dopiero z lotu ptaka można zobaczyć w pełnej krasie te wszystkie widoki, niezwykłą, jedyną w swoim rodzaju panoramę, feerię barw, kształtów i zapachów. Są w stanie natchnąć nie tylko fotografów, ale i poetów. Krzysztof Kamil Baczyński przebywał tutaj wiosną 1944 roku wraz ze swymi kolegami (na tym terenie odbywały się tajne ćwiczenia AK).

Jeden z kolegów Baczyńskiego, Jerzy Zagórski pod wrażeniem tego spotkania z naturą napisał wiersz „Wieczór w Wieliszewie” – a wszystkie te określenia:
Możesz niejeden dzień tu przeżyć w kwiatach…
zobaczysz fioletowe gaje/
Złote przesieki, czerwone strumienie/
Siwe jeziora a nad nimi wieniec/ świateł w pełni odpowiadają prawdzie, to jest bardzo poetycki, impresjonistyczny ale reportaż, dokładnie zapisujący obrazy i wrażenia.

Każdy, kto choć raz podczas letnich zachodów słońca, w trakcie wspaniałych długich wieczorów posmakuje tej kompozycji zawsze będzie chciał tu powrócić. Nic więc dziwnego, że takie zjawisko jest pieczołowicie chronione – aż 2/3 obszaru gminy znajduje się w strefie Warszawskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu.

Najbardziej cenne strefy – rzeka Narew w granicach wałów przeciwpowodziowych, Jezioro Klucz i las Sikory, zespół torfowo-leśny Kałuszyn i Poddębie (tuż obok zapory) mają status obszarów szczególnej ochrony ekologicznej.

Na tym nie koniec – tuż przy granicy z Zegrzem utworzono rezerwat „Łęgi Wieliszewskie”, który jest rarytasem biologicznym, a zwłaszcza botanicznym. Nazywany jest „Storczykowym Gajem” bo występują w nim bardzo bogate stanowiska tych najrzadszych, ginących już roślin. Mało kto wie, że w Polsce rosną storczyki, a właśnie okolice Wieliszewa są ich prawdziwą ostoją.

W okolicach Kępy Kikolskiej (niegdyś była tu duża osada osadników „holenderskich”) ochroną będzie objęty ponad stuletni las o charakterze łęgu wierzbowo-topolowego. To brzmi może zbyt fachowo i sucho, a tak dla niezorientowanych – las łęgowy to taka polska nadrzeczna dżungla, istny tropikalny gąszcz wielkich drzew, bujnych krzewów, różnego rodzaju pnączy, który cały aż kipi od śpiewu ptaków, a jest też matecznikiem dziesiątków gatunków zwierząt.

Są tu też wydry, bobry, gnieżdżą się czaple siwe. Niegdyś taką prawie tropikalną gęstwiną, prawie nie do przebycia były pokryte brzegi europejskich rzek nizinnych, w tym Wisły i Narwi, także Bugu. Podobnym zakątkiem jest także Kępa Ruska, położona tuż przy moście na Wiśle przy wjeździe do Nowego Dworu Mazowieckiego.

Te kolonie rzadkich, właściwie egzotycznych storczyków przemawiają do wyobraźni – bardziej niż całe dywany i kobierce łąk, pełnych może zwyczajnych, ale jakże kolorowych kwiatów i roślin. Jest jeszcze jeden dowód na wyjątkową jakość całego środowiska naturalnego naszej gminy. BOBRY. Kiedyś, jak wiadomo wyginęły całkowicie na terenie Polski, przeprowadzono mozolną introdukcję gatunku, która zaczęła się od kilku zaledwie egzemplarzy, specjalnie sprowadzanych z odległych krajów.

Teraz bobry są powszechnie spotykane, w wielu miejscach stanowią nawet pewien problem. I myślę, że to co się dzieje z nimi, ten gwałtowny przyrost od początku lat 90. jest także dowodem na to, jak szybko i skutecznie dzika natura umie się bronić i odtwarzać swój stan posiadania. Wydawało się, że wody zatruwane przez dziesięciolecia tyle samo czasu będą potrzebowały, aby powrócić do stanu pierwotnego. Ale natura zaskoczyła nas – na szczęście!

Kiedyś wody powierzchniowe (skrupulatne badane ze względu na Wodociąg Północny, z tych ziem zaopatrujący Warszawę) mieściły się w III/II klasie czystości. Obecnie ich stan znacznie się poprawił, najczęściej jest to II, a nawet I klasa. Z tego skoku jakości także wspaniale też korzystają bobry, a wraz z nimi cały biotop.

Już kilkakrotnie prowadziliśmy przy pomocy specjalnej ekipy ich odłów i wypuszczaliśmy w innych miejscach, także nad Wkrą. Znakomicie się tam przyjęły, bo cała kraina Doliny Wkry, szczególnie przy jej ujściu do Narwi, czyli w okolicach Pomiechówka jest rajem dla wszystkich takich gatunków zwierząt, potrzebujących bogatego środowiska wodnego…

Z jedne j strony chciałbym, aby jak najwięcej ludzi poznało Wieliszew i jego skarby, a z drugiej pragnę, aby ocalało to wszystko, co składa się na wyjątkowy klimat tej prawdziwej oazy, w dodatku położonej niespełna godzinę jazdy od tłumnej stolicy.

Jak to zrobić? Myślę, że wszystko idzie w tym dobrym, pożądanym kierunku. Ale warto sięgać po nowe pomysły, zwłaszcza takie, które pomagałyby w realizacji tej strategii zachowywania zasobów Wieliszewa.

Moim marzeniem - a bardzo realnym! – jest, aby stary most kolejowy na Narwi pod Orzechowem przejąć i zaadaptować na przejście turystyczne. Ten most ma bardzo ciekawą „biografię”. Powstał w rekordowo krótkim czasie, tuż przed wojną. Był bardzo trudnym przedsięwzięciem.

Budowniczowie z jednej strony musieli „wykopać wielką dziurę” – wąwóz w wysokiej skarpie, a drugiej – „usypać górę”, stworzyć wielki nasyp. Ta linia kolejowa maila odstarczać amunicję pułkom z armii „Modlin”, które broniły granicy z Prusami, Jak wiadomo, losy wojny zmieniły wszystko i most został wysadzony już 5 września 1939 roku. W czasie okupacji tędy właśnie przebiegała granica pomiędzy III Rzeszą a Generalną Gubernią. Była to jedna z życiodajnych tras, którą do Warszawy szedł przemyt - szmugiel żywności.

Po wojnie, w latach 60. na pozostałych filarach położono rurociąg „Przyjaźń”. Dwie nitki prowadzą z terenów Federacji Rosyjskiej do polskiej rafinerii w Płocku. Ropa więc płynie z lewego na prawy brzeg Narwi. Jest to pewnego rodzaju atrakcja turystyczna, wiele osób podziwia ten widok. Ale już niedługo dojdzie trzecia nitka i całość rurociągu zostanie schowana pod dnem rzeki. Polskie koleje nie będą już w żaden sposób wykorzystywać tego mostu.

I przy takim obrocie rzeczy idealnym wyjściem byłoby „zaanektowanie” tego połączenia na specjalną kładkę – dla pieszych, rowerzystów, no, może jeszcze jakiegoś ruchu lokalnego, ale już bez trasy dla samochodów. Jest to piękny punkt widokowy. Mógłby stać się punktem docelowym, lub etapem wędrówek i tras turystycznych, przystankiem dla kajakarzy, zdążających drogą wodną w dół Narwi, z Mazur i Podlasia do Warszawy.

Każdy wodniak lubi choć na chwilę zejść na suchy ląd, odpocząć i z góry popatrzeć za siebie i przed siebie, tam dokąd płynie. Oczywiście kładka (a może i jakaś „karczma” lub zajazd?) byłaby też dostosowana dla koni, bo turystyka konna jest bardzo trafnym rozwiązaniem dla zwiedzania brzegów Narwi i to chyba oczywiste - dla rowerzystów. Prawdziwą gratką dla miłośników dwóch kółek jest cała trasa przebiegająca północną granicą gminy - wałem ciągnącym się nad Narwią od zachodnich granic Wieliszewskiej gminy (w pobliżu Nowego Dworu Maz.) i dalej nad Zalewem Zegrzyńskim od zapory w Dębem do Zegrza. Kładka byłaby znakomitym punktem na tej drodze.

Myślę, że takie rozwiązanie bardzo skutecznie pomogłoby również w tworzeniu się całej lokalnej infrastruktury turystycznej wokół mostu, takiej „otuliny” nowego miejsca, która nie niszcząc krajobrazu dałaby pracę wielu ludziom.

 

powrót do spisu rzeczy