Pomiechówek - w krainie Wkry

Marzysz o tym, aby na łonie natury odetchnąć od wielkomiejskiego szumu, a nie chce Ci się kilometrami tłuc samochodem czy pociągiem? Chcesz połowić ryby, ale by rodzina nie nudziła jak mopsy? A może chciałbyś obserwować z bliska dzikie, najrzadsze gatunki ptaków? Marzysz o weekedowym lub tylko kilkugodzinnym spływie, gdzie „woda czysta i trawa zielona”, a ludzi jak na lekarstwo? Chcesz się podczas wolnego popołudnia potaplać z dziećmi i mieć towarzystwo dla zabawy dla nich? Takie „wszystko w jednym” oferuje Wkra i Pomiechówek. Gorącym zwolennikiem tej krainy jest Fundacja JA WISŁA.

Przemysław PASEK, Fundacja JAWISŁA:
- Wisła to potężna rzeka i równie rozległy, jak całe jej dorzecze, temat. Ostatnio zorganizowaliśmy kolejny, trzeci już spływ Wkrą. To jeden z elementów naszego działania – spływy małymi rzekami – a w ten sposób promujemy ideę wypoczynku w zgodzie z naturą, ale także odkrywania zasobów „małych ojczyzn”, budowania wiedzy o wzajemnych związkach przyrody i historii.

Chodzi nam o stworzenie powszechnej świadomości, jak wielki potencjał drzemie w tym, co mamy dosłownie pod nosem, a czego praktycznie nie dostrzegamy. Warszawiacy, kiedy udają się na wypoczynek – zarówno na długi urlop, czy na krótki weekendowy wypad – jadą zwykle gdzieś daleko, wybierają góry, morze i Mazury. Jeśli chcą pojechać gdzieś nad wodę – no, to oprócz zatłoczonego Zalewu Zegrzyńskiego pędzą też ponad dwieście kilometrów od domu. Ja sam, kiedyś nie mając tej wiedzy szukając trasy do spływu najbliżej wybierałem Pilicę.

Na Mazowszu mamy w sumie aż 99 małych rzek. Wkra położona zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od wielkiej stolicy, jest jedną z nich, a jest naprawdę piękna, w wielu miejscach jeszcze zupełnie dzika, daje właśnie fantastyczną okazję do wypoczynku. Korzystają z tego tylko nieliczni właściciel działek i domków nad nią położonych, oraz okoliczni mieszkańcy, którzy od lat wiedzą, gdzie są piękne, łatwo dostępne plaże, kąpieliska i tereny wymarzone na spacery czy dłuższe wyprawy.

Nasz spływ po Wkrze zorganizowaliśmy na wybranym odcinku – zaczęliśmy od Błędowa, gdzie są resztki starego jazu. Wkra, mała rzeka o malowniczych brzegach, zwykle o bezpiecznej głębokości 1,5 metra w takich miejscach tworzy kilkumetrowe głębie, w których można pływać, a nawet swobodnie nurkować. Woda jest czysta, roi się tu od ryb (to jest zawsze wielkie zaskoczenie dla ludzi, którzy po raz pierwszy przybywają nad małą mazowiecką rzekę), cała bujna przyroda ma tu bogaty koloryt, jest mnóstwo ptaków, ważek i pięknych motyli.

Dla mnie wędrówka Wkrą była też podróżą w czasie, we wspomnieniach – bo jako pięciolatek, wraz z rodzicami swój pierwszy w życiu spływ odbyłem Wkrą, na tym właśnie odcinku. Oglądałem swoje zdjęcia i porównywaliśmy jak wiele się zmieniło, jak młyny stojące tu jeszcze w latach 60. poznikały, pozostały po nich tylko wspomnienia i nieliczne resztki tam i spiętrzeń, które tworzą bardzo ciekawe urozmaicenia na trasie Wkry.

Ta rzeka jest właśnie idealna dla amatorów i debiutantów, zupełnie niedoświadczonych turystów. Nie grożą im tu żadne niebezpieczeństwa, nic złego stać się nie może, bo nurt jest łagodny, nie czyhają żadne groźniejsze pułapki. Mogą w poczuciu harmonii z naturą odpoczywać całymi rodzinami.

Członkowie Fundacji JAWISŁA oraz inni uczestnicy zorganizowanego przez nas spływu są dość doświadczonymi wodniakami, dlatego nie zakończyliśmy naszej wędrówki Wkrą w samym Pomiechówku, ani też przy samym ujściu Wkry na Narwi, tylko popłynęliśmy dalej. I to też jest trasa jak najbardziej godna polecenia – dla kogoś kto zechce jeden lub dwa dni spędzić na Wkrze i wokół niej. Zależy od tempa, jakie sobie ktoś narzuca. Poza tym wszędzie wokoło są przeróżnego rodzaju atrakcje, których nie sposób obejrzeć w jeden dzień czy weekend. A mała rzeka jest pewnego rodzaju modelem dużej. Jeśli ktoś nauczy się wyczuwać wodę, poruszać po nurcie i po dnie (wie, że zaraz za skrajem płycizny może być kilkumetrowa głębia) nie przepadnie na większej rzece, takiej jak Narew i Wisła.

Nasza wędrówka zakończyła się w Nowym Dworze Mazowieckim, w przystani „Silurus”, u stóp słynnej twierdzy w Modlinie, którą też zwiedziliśmy (kolejny raz). Ale także zobaczyliśmy jak wygląda z powierzchni wody połączenie nurtów Bugo-Narwi i Wisły.

Wcześniejsze o kilka kilometrów spotkanie Wkry z Narwią też robi wrażenie, ale to miejsce – Widły Trzech Rzek jest po prostu niezwykłe. Na każdym, najbardziej opływanym wodniaku robi ono wielkie wrażenie. Nawet jeśli już pływał tędy wiele razy. Zawsze tu jest jakoś inaczej, panuje tu szczególny nastrój, a to zależy nie tylko od pogody, która tutaj potrafi się zmienić nieraz z minuty na minutę.

A co jest ciekawe, że obie rzeki bezustannie rzeźbią dno i brzegi - kształt i wygląd wysp, łach i mielizn jest każdego roku inny. Połączony nurt ma ponad sto metrów szerokości, nas przywitały fale o 40 cm wysokości, niektórzy uczestnicy byli przemoczeni do suchej nitki. Ale nikt nie żałował, bo warto było. Zapraszam i namawiam na następne spływy Wkrą oraz innymi rzekami i rzeczkami Mazowsza…! „

Ale brzegi i całą krainę Wkry można i trzeba poznawać nie tylko z wody. Piotr Witkowski, ma szesnaście lat, od urodzenia mieszka w Pomiechówku. Jak nikt zna te tereny – jest wicemistrzem świata w canicrossingu ( III miejsce w Rastede/Niemcy w XII 2006) i codziennie trenuje z Oskarem, swoim psem biegając 7-10 km po miejscowych polach, łąkach i lasach.

- Tak, od czterech lat codziennie, bez względu na pogodę muszę pokonać taki dystans. Tu, w Pomiechówku są fantastyczne tereny, bardzo piękne, rozległe, a co najważniejsze bardzo zróżnicowane.

Bardzo lubię trenować na łąkach w okolicach Księżej Góry, to jest wyjątkowo ładna okolica, blisko płynie Wkra, która kilka kilometrów dalej wpada do Narwi. Z piaszczystej, urwistej skarpy, gdzie zwykle zaczynam trening od razu mam piękny widok – w pobliżu wznosi się wieża kościoła, a wokoło roztaczają się zielone przestrzenie, tylko z rzadka porośnięte krzewami i drzewami.

I tak jest aż do samej Narwi, po drodze można napotkać jeszcze wiele dawnych koryt, które zamieniły się w stawy, porośnięte trzcinami i grążelami. Na wiosnę tu jest jedno wielkie rozlewisko, a kiedy woda opada zawsze powstaje coś nowego. Nie ma tu więc na stałe wytyczonych ścieżek, można biegać jak się chce, codziennie odkrywam jakieś ciekawe zakątki.

Inne miejsce, które bardzo lubię to trasa, która rozpoczyna się tuż przy szkole, a ta stoi na samym skraju lasu. Jest tam również punkt informacyjny, opis poszczególnych kierunków, przydatny dla tych, którzy po raz pierwszy trafiają w te okolice. Biegnie od niego mnóstwo krętych ścieżek, każdy może wybrać swój własny szlak, jak się chce – albo na lekki godzinny spacer, albo też na długą, forsowną wędrówkę. I to na każdą porę roku. Jedna z tych tras, bardzo prosta, z dwoma zakrętami po drodze, a jest poprowadzona do leśnego boiska, gdzie nasz klub „Biały Kieł” od dziesięciu już lat organizuje wszelkie zawody i gonitwy z psami. Nie sposób zabłądzić, nawet jeśli idzie się tędy pierwszy raz.

No i oczywiście – Wkra! To magiczne miejsce. Bardzo lubię wąskie ścieżki, tuż przy brzegu, po których szybko biegam z Oskarem. Te psy, rasy grey ster, taka „mieszanka wybuchowa” husky, wyżłów, chartów zostały specjalnie wyhodowane do zawodów, kochają biegi. Nie są tak nerwowe jak husky, które przed startem szczekają (jak my to mówimy „krzyczą”). Grey stery chowają całą energię w sobie, aż całe drżą i dygoczą, a potem dają z siebie wszystko , z tym, że nie są tak wytrzymałe jak malamuty. Nie trzeba ich namawiać, zmuszać do biegu, to jest ich natura, one to kochają, ale ważne jest, że Oskar nie nudzi się podczas treningów, to dla niego cały czas jest atrakcja, zabawa, choć towarzyszy temu ciężka praca.

Dlatego ja i Oskar tak bardzo lubimy „nasze” ścieżki nad Wkrą. Wielokrotnie już tam byliśmy, kiedyś nawet poszliśmy ponad 14 km w jedną stronę, w górę rzeki, aż do Błędowa, za Goławicami, nawet się lekko zgubiliśmy. Ale zwykle robimy krótsze trasy, potem zatrzymujemy się na jakichś polankach, gdzie się razem wygłupiamy, rzucam mu piłkę. Naprawdę lubię te treningowe miejsca nad Wkrą, są tak niezwykle urozmaicone – po drodze mamy (rano tylko dla siebie) pola, łąki, las, rzekę, która tak odświeża powietrze, zawsze się można ochłodzić i pędzić dalej. No i te niespodzianki, spotkania z dzikimi zwierzętami, które wyskakują na ścieżkę, kiedyś spotkaliśmy łosia, ale był wielki, jak koń!

Odkąd tylko pamiętam bardzo lubiłem chodzić po tych terenach, biegać z psem. Dlatego znam je jak własną kieszeń. Tylko, że najpierw to była normalna zabawa ze zwykłymi podwórzowymi psami. Jedne z nich, Burek (ma teraz dwanaście lat) był bardzo dobrym towarzyszem. Nazywali mnie wtedy „biegający z tasmanem”, bo Burek mocno przypomina diabła tasmańskiego. Piekli się, kiedy wychodzę i wracam z Oskarem.

Wielka szkoda, że w zimie nie ma na terenie Pomiechówka żadnych wytyczonych tras dla narciarzy, którzy lubią „biegówki”. To są naprawdę idealne tereny do uprawiania tej dyscypliny. Trasy są, potrzebny byłby tylko opis, oznakowania, no i jakaś minimalna opieka nad stanem szlaku. Skorzystaliby z tego zarówno miejscowi, jak i przyjezdni. Bo latem, szczególnie na plażach nad Wkrą, jest tu więcej ludzi, ale zimą Pomiechówek pustoszeje - a jest wtedy naprawdę piękny.

Bardzo bym chciał, żeby tu, w Pomiechówku, który jest stolicą mazowieckiego canicrossingu, właśnie przy naszym klubie, powstała wioska maszerska. Okolice Pomiechówka, pobliskie lasy, brzegi Wkry idealnie się do tego nadają. Co prawda, tak samo myśli o swoich rodzinnych okolicach każdy zawodnik canicrossu – bo myślę, że oni wszyscy zaczynali tak, jak ja, czyli od zabawy, która potem przerodziła się w coś poważniejszego. Ale wciąż sprawia niezwykle dużo przyjemności i to jest w tym sporcie właśnie takie wyjątkowe.

Gdyby tak zorganizowano łączenie naszych lokalnych szlaków pieszych, rowerowych z następnymi gminami, wzdłuż Narwi i Wisły, to byłaby fantastyczna sprawa. Na początek samych ścieżek, ale gdyby do tego doszła jeszcze jakaś baza?...I tak zimą na nartach, a latem na rowerach powędrować z Pomiechówka do Puszczy Kampinoskiej i z powrotem, albo w innym kierunku - na Podlasie, a potem brzegami Bugu? Słyszałem też o planach, aby wzdłuż Wisły powstała ścieżka rowerowa - czyli przez całą Polskę od gór aż do morza. I że koniarze też o tym myślą. A ja bym się chętnie wybrał tymi drogami ze swoim Oskarem, jestem pewien, że bardzo by mu się to podobało.

 

 

powrót do spisu rzeczy