Zabytki i nie tylko

Osadnictwo "Olenderskie"
Wilków, Leoncin

gmina:

Leoncin

"To jeden z najciekawszych i najbardziej zapomnianych epizodów dziejów Mazowsza – osadnictwo „olenderskie”. Pamiątki są jeszcze liczne i bardzo piękne, choć czas jest nieubłagany – nikną jedna po drugiej.
Sprowadzano ich na ziemie polskie z różnych krajów zachodniej Europy, ale gwarowo wszystkich takich obcojęzycznych przybyszów, jacy się osiedlali na podmokłych nieużytkach zwano właśnie „olendrami”. „H” zjadano, pozostawała reszta słowa jako nazwa, którą obdarzano nie tylko menonnitów z terenów obecnej Holandii i Belgii, jacy przybyli na nasze ziemie w XVI wieku, uciekając przed nietolerancją religijną. Potem przez wieki były to kolejne fale osadnictwa, także z Meklemburgii i Fryzji.
Najmniej zmienił się krajobraz ziem, na których gospodarowali, zwłaszcza wokół tych miejscowości, jakie sami stworzyli na brzegach Wisły i Narwi. Kępa Kikolska, położona na terenach gminy Wieliszew, jeszcze przed wojną ludne, tętniące życiem miejsce już właściwie nie istnieje, wtopiła się w krajobraz dzikiej zarośniętej Narwi. Kazuń Niemiecki, na przedpolach Warszawy tworzył małą odrębną republikę.
Jak się cofnąć w czasie, jak rozpocząć tę pielgrzymkę po małej Holandii tuż obok Stolicy? Trzeba się udać na teren Leoncina - do małego, zapomnianego przez ludzi i historię Wilkowa. Po krótkiej wędrówce krętą drogą wzdłuż wału można zobaczyć nietypowe na pierwszy rzut oka, spore drewniane domostwo. Stoi na małej podłużnej „terpie” – sztucznej wysepce.
Wiele wieków doświadczenia na terenach Holandii, Fryzji, Meklemburgii dało tym ludziom cenną wiedzę, jak nie walczyć z żywiołem i naturą, lecz korzystać z jej dobrodziejstw i „klęsk” powodzi i częstych wylewów.
Przemyślnie skonstruowane, gęsto plecione płoty z cienkich, wierzbowych gałązek przepuszczały życiodajny muł na pola uprawne i łąki, piękne sady i ogrody, a zatrzymywały niepotrzebny, jałowy piasek. Kiedy rzeka wylała nie zatapiała ich domów – „terpy”, usypane wzdłuż nurtu rzeki, stały niewzruszone przez wieki. Kiedy woda zalewała pola i drogi czółna i wiosła zastępowały wozy i konie. Długie domy, dzielone na pół wielką sienią, na przestrzał, pod jednym dachem chroniły dwie odrębne części – jedną dla zwierząt i tę mieszkalną, przeznaczoną dla ludzi. Przy wyższym stanie wody, wszyscy razem chronili się na obszernych strychach, dokąd prowadziły specjalnie przygotowane „pochylnie”.

Tekst: Arkadiusz Szaraniec

Kliknij aby powiększyć
Kliknij aby powiększyć
Kliknij aby powiększyć
Kliknij aby powiększyć