Michał Goleniewski - Tam i z powrotem po widłach i jeszcze trochę dalej

Michał Goleniowski
TAM I Z POWROTEM PO WIDŁACH (i jeszcze trochę dalej)


- Znam to miejsce, czyli Twierdzę oraz jej bliskie i dalekie okolice po prostu od podszewki. Spędziłem tu całe swoje dzieciństwo, już wtedy organizowałem wycieczki i rajdy harcerskie, podczas których – jak i przy wędrówkach z kolegami, nawet na wagarach! – poznawałem wszystkie budynki i zakamarki największej twierdzy środkowej Europy, ale też malownicze i wciąż dzikie brzegi Wisły, Narwi i Wkry.
To jest mój „kraj lat dziecinnych”, który nigdy mi się nie znudził i raczej nie znudzi.

I kiedy przyszło tak zwane dorosłe życie, a ja za nic nie chciałem wylądować za biurkiem przyszedł mi do głowy pomysł: sporty plenerowe, tak zwane ekstremalne, ale dla różnych ludzi, dostosowane do ich potrzeb, a wykorzystujące po prostu fantastyczne, jedyne w swoim rodzaju możliwości tego regionu.

Zaczęło się od samochodów terenowych – pierwszy zjazd odbył się w Serocku 12 listopada 2005 roku. To był „poligon”, na którym sprawdziłem wszystko co się dało – i siebie, i to jak ludzie reagują, jak się kieruje zespołem, dobiera ludzi, organizuje wszystko w jedną całość. Każdy szczegół jest ważny. Szybko zrozumiałem, że to muszą być dobre scenariusze – które tworzą ramy, ale dają też ludziom pole do popisania się własną energią, wyobraźnią, trzeba ich zaciekawiać i wciągać w grę. Stąd tytuł „W obronie Twierdzy Modlin”.

Ostatnia edycja, która się rozegrała 14 kwietnia 2007 roku zgromadziła 40 pojazdów z zawodnikami. Mogło być ich znacznie więcej, ale taki jest twradzo trzymany limit, bo nie chcemy nadmiernie wyeksploatować terenu. Na obwodnicy Nowego Dworu Mazowieckiego „mamy” dwanaście hektarów błota, takiego poligonu, który wszystkim ludziom i pojazdom daje w kość i mnóstwo zabawy. Bo w każdym z nas drzemie dziecko, a w mężczyznach łatwo i szybko się budzą duzi chłopcy, którzy uwielbiają zabawę w wojnę, w żołnierzy, w podchody. Mieliśmy tu już „ekipy” z Europy, ostatni z Belgii, którzy po prostu nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli.

Na tym nie koniec – zaraz przy tych rajdach, wędrówkach okazało się, że wręcz muszę zająć się organizacją i obsługą dużych imprez integracyjnych. Jasne, że z wykorzystaniem atmosfery i terenu Twierdzy! Nawet i kilkaset osób udawało się wciągnąć w zabawę.
Jak to się robi? Na pewno nie „samo”. Chodzi o to ,aby „samemu dotknąć twierdzy”.

Takie zwykłe zwiedzanie z przewodnikiem – z całym szacunkiem dla tej działalności – pozostawia widza jednak w bierności. No i może być męczące, zwłaszcza, że nawet bardzo pobieżne poznanie tak wielkiej, rozległej twierdzy zabiera po prostu cały dzień. (Stąd właśnie ten pomysł wynajmowania rowerów – bo samochodami nie wszędzie się wjedzie i nie wszystko zobaczy, „dwa kółka” dają o wiele fajniejsze możliwości poznawania Twierdzy. I to już, praktycznie od razu DZIAŁA, ludzi wcale nie trzeba namawiać, sami po ten sposób skwapliwie sięgają – co mnie bardzo cieszy! ).

Wracając do imprez ze scenariuszami „dla dużych firm i dużych chłopców”– jeden z nich jest zatytułowany „W poszukiwaniu skarbu Napoleona”. Uczestnicy na przykład muszą zmierzyć sami długość podstawy spichlerza, aby wpisać numer przepustki (bez której nie zostaną wpuszczeni), a potem samodzielnie odszyfrować różne dalsze polecenia, aby dobrze wybrać drogę czy punkt, a następnie wykryć samo miejsce ukrycia skarbu. Dostają różne instrumenty i pomoce, nie tylko zwyczajne mapki z marszrutą, ale także na przykład wykrywacze metali, aby zlokalizować „skarb”. Wykorzystujemy samą Twierdzę, ale również jej przedpola, także liczne forty oddalone o kilka kilometrów od jej murów– ostatnio w jednym z nich, w forcie nr 10 w Henrysinie ponad pół tysiąca osób spędziło czas, a raczej się nie nudzili jeżdżąc różnymi pojazdami, w tym muzealnym, świetnie zachowanym oryginalnym „Scottem” i „praktycznie” poznając żołnierskie życie w okopach.

Dodatkową atrakcją dla nich były pozostałości scenografii po realizacji serialu dokumentalnego o czasach II wojny światowej „Twierdza szyfrów” Bogusława Wołoszańskiego – można nie tylko zobaczyć, przy samym wjeździe, bunkier i budynek strażnicy (niedługo zostanie zaadaptowany na …kuźnię). A w środku „na deser” mieli jeszcze …reaktor jądrowy! Ze styropianu, ale wygląda bardzo autentycznie.

Nie ograniczamy się do najbliższych okolic twierdzy – idziemy brzegami Wisły i Narwi, w górę i w dół ich nurtów, ostatnio nawet do Kazimierza Dolnego. Omijamy oczywiście tereny chronione, których tu nie brakuje, ale to co zostaje daje nam nieograniczone pole do popisu i zwiedzania. Bo to trzeba od razu powiedzieć – każdy taki wypad to jest dla każdego z nas potężny łyk przestrzeni, dzikiej natury.

Chyba oczywiste jest dla każdego, że w takim „zagłębiu” organizujemy także spływy kajakowe i rajdy rowerowe w różnych kierunkach dolinami i brzegami Bugo-Narwi i Wisły. Ostatnio przygotowując trasę wyprawy na sto kilkadziesiąt kilometrów, oglądając wszystkie jej zakątki i to czasem po kilka nawet razy, pokonałem - ku swojemu zdziwieniu - ponad cztery tysiące kilometrów. Ale wcale nie była to dla mnie żmudna orka, tylko fantastyczna przyjemność!

Do tego musi być też specjalna ekipa, ludzi o dużej energii, wyobraźni i odpowiedzialności. Jednym z nich jest na przykład Piotr Morawski (znany himalaista z ekipy Krzysztofa Wielickiego), który ma już na swoim koncie nie tylko kilka ośmiotysięczników, ale także wyczyn tego rodzaju, że pobił rekord najwyższego zimowego pobytu na K-2. Treningi wysokościowe, wspinaczki mamy więc też w „menu”, podobnie jak wyprawy jachtami (ostatnio na Bornholm – bo przecież Wisła dopływa do Bałtyku!).

Dla naszej grupy klientów, z którymi szybko się zaprzyjaźniamy organizujemy nie tylko wyprawy, ale i różnego rodzaju spotkania - tak dla scementowania grupy i wymiany informacji. Ostatnio była to „Wielka draka z rajdem Dakar” – kibicowaliśmy, można powiedzieć na żywo, naszej ekipie, oglądając przy pomocy rzutnika wszystkie relacje telewizyjne i równolegle przy pomocy GPS śledząc ruchy wszystkich ekip.

Teraz „stawiamy kropkę nad i” – tu, na terenie Twierdzy (no bo gdzie indziej?) otwieramy nasze biuro, prawdziwe Centrum Sportów Ekstremalnych. Już za kilka dni Obiekt nr 2 , czyli Brama Kolejowa otwiera swoją bramę dla wszystkich chętnych. I co ważne – będzie otwarta przez 7 DNI W TYGODNIU. Do tego pełna informacja na stronach internetowych www.desmuldes.pl i www.rajdy4x4.pl i telefoniczna, będzie można zapytać o każdy szczegół, albo zaproponować swój pomysł czy trasę, a my zobaczymy, nie „czy”, ale „jak” to można zrealizować. Do tego jeszcze paint ball, quady, survival, udział w rekonstrukcjach historycznych z każdej epoki i wiele innych niespodzianek.
Zapraszam wszystkich chętnych.

 

powrót do spisu rzeczy