Fundacja Ja Wisła

Przemysław Pasek: - Nasza Fundacja powstała właściwie przypadkiem, ale teraz rozwija się bardzo szybko, bo okazało się, że istnieje wielka a niezaspokojona potrzeba społeczna Wisły.

Zaczęło się od tego, że niespełna trzy lata temu odnaleźliśmy na brzegu Wisły zatopioną barkę – jedną z wielu, które niegdyś kursowały po tej rzece. Odkupiona za symboliczną złotówkę została następnie wydobyta po heroicznym wysiłku całej grupy osób.

Barka „Herbatnik” stoi teraz na pochylni w Porcie Czerniakowskim, najstarszym porcie rzecznym w Warszawie – właśnie tu, gdzie została zbudowana 60 lat temu. Ale teraz służy jako scena koncertów i spotkań. Odgrywa rolę centrum kulturalnego, przyciąga ludzi na wydarzenia kulturalne i zachęca do zwiedzania samego portu. I okazało się, że czegoś takoego mieszkańcy Warszawy bardzo potrzebują! To 6,5 ha wody, miejsce, które niegdyś tętniło życiem, a następnie przez kilkadziesiąt lat, kiedy zniszczono żeglugę na Wiśle, świeciło pustkami.

Teraz ludzie oglądają, zwiedzają Port Czerniakowski, odkrywają go właściwie na nowo – przede wszystkim z pokładu łódki „Stwora”, którą każdego lata organizujemy tu darmowe rejsy. Sam spacer linią brzegową daje wiele przyjemności, ale dopiero zwiedzanie wodną drogą daje najciekawszy punkt widzenia. Te wodne wycieczki cieszą się wielkim zainteresowaniem. Port Czerniakowski stał się ważnym punktem w przestrzeni miejskiej Warszawy.

Chociaż rejsy odbywają się tylko latem, zaledwie jeden dzień w tygodniu to w zeszłym roku ponad tysiąc osób w wieku od lat kilku do prawie stu obejrzało Port. Wielu z nich wraca i przyprowadza bliskich i znajomych. Zadają liczne pytania, często powtarza się ten motyw, że ludzie wyrażają zdumienie: - Tyle lat mieszkam w Warszawie i nie wiedziałem… Uważamy, że powinno tu powstać muzeum Skansen Rzeki Wisły. Ale najważniejsze będą tu nie budynki i gabloty, tylko organizacja żywego kontaktu ludzi z rzeką i jej przepiękną, wyjątkowo bogatą tradycją. Musimy ją ocalić od zapomnienia, bo już za chwilę będzie za późno, bo odejdą ostatni bardzo wiekowi już szkutnicy, którzy wiedzą jak się buduje prawdziwe wiślane łódki.

„Stwora” jest przykładem zanikającego już polskiego szkutnictwa rzecznego – ma specjalną konstrukcję, ściśle dostosowaną do warunków panujących na Wiśle. Jak praktyka pokazała jest bardzo bezpieczna. Chcemy stworzyć całą „flotę” takich łódek – to będzie pierwszy krok w odtworzeniu masowej żeglugi po Wiśle, od Przemszy, kilometra „zero” aż po samo ujście do Bałtyku. Oczywiście nie tej wielkotowarowej, tylko turystycznej, poznawczej. A może też znajdą się środki na statki bocznokołowe, o specjalnej konstrukcji i małym zanurzeniu, jakie przez dziesięciolecia pływały w górę i w dół rzeki? Warszawa powinna mieć ich całą flotyllę – to byłby wielki hit turystyczny!

Mnóstwo ludzi chce spłynąć Wisłą, tylko że nie mają po temu żadnych możliwości. Kiedy organizowaliśmy wystawę z archiwalnych zdjęć „Wisła jaka była” telefonowali ludzi z najdalszych krajów i kontynentów, którzy wyemigrowali kilkadziesiąt lat temu i wszyscy pytali o taką szansę. „Płynie Wisła, płynie” – pamiętają te słowa, Wisła żyje w ich wyobraźni jako mit. I jest takim ważnym mitem dla wielu ludzi w Polsce. Pełne przepłynięcie całej spławnej Wisły to wyczyn, zabiera od miesiąca do dwóch, ale ilu ludzi chciałoby popłynąć z jej nurtem choćby kilka godzin, dzień lub dwa, czy też spędzić na niej tydzień oraz zwiedzić tak piękne miasta jak Kraków i Tyniec, Sandomierz, Kazimierz, Puławy, Nowy Dwór, Zakroczym, Czerwińsk, a potem Toruń, Grudziądz, „Złoty Gdańsk”…? Ta lista przepięknych miast, które Wisła współtworzyła, jak wiadomo, jest bardzo długa. Równie bogata jest nad Narwią i Bugiem.

Na szczęście są pionierzy, pasjonaci, którzy na własną rękę odtwarzają tę tradycję. Organizują spływy a to barkasem, a to prawdziwymi tratwami, niedawno odbyli rejs odwiecznym szlakiem od gór aż do morza górale pienińscy. To na razie oderwane epizody, ale jest ich coraz więcej.

Wisła ma w połowie uregulowane brzegi, ale poza tym zachowała swój charakter – jako ostatnia naprawdę wielka rzeka w całej Europie. Inne stały się już dawno kanałami o wybetonowanych brzegach – tu, na Wiśle dziesiątkami kilometrów roztaczają się przepiękne skarpy i rozlewiska, liczne rezerwaty pełne ptactwa i bujnej roślinności, wspaniale położone, zabytkowe miasta. Wielu turystów zagranicznych twierdzi, że mamy prawdziwy skarb, który powinniśmy wykorzystać.

Od samego początku istnienia Fundacji, wielokrotnie w ciągu roku przeprowadzamy rajdy rowerowe „Kryterium Wisły” – polegają na tym, że jedziemy (czasem, na przykład zimą są to wędrówki piesze, biegi terenowe) po samym brzegu Wisły, ale maksymalnie blisko wody. W ten sposób gromadzimy wiedzę o tym, co się dzieje z Wisłą na wielu odcinkach, nie tylko w pobliżu Warszawy, także wiele kilometrów w górę i w dół biegu.

Ma to też swój sens pod kątem turystyki – chcemy przywrócić tak zwane „trele”, czyli ścieżki holownicze, które kiedyś biegły wzdłuż wszystkich spławnych rzek, także nad Wisłą. Chodzi o to, aby odbudować a raczej stworzyć atrakcyjne szlaki dla rowerzystów i turystów pieszych biegnące dolinami rzek, a także ścieżki historyczne i edukacyjne, Bo nie chodzi o to, aby jak najszybciej i najwygodniej spłynąć, tylko SPOTKAĆ SIĘ Z RZEKĄ.

Podczas każdego wypadu poznajemy nie tylko nowe miejsca, ale też spotykamy ludzi, robimy dokumentację starych domów, wszystkiego co jest związane z dawną kulturą i tradycją żyjącą dzięki rzekom. Jednym z najciekawszych wątków jest badanie historii i wpływu na polski, nie tylko nadwiślański krajobraz, kolonistów pochodzących z zachodu Europy, tak zwanych „olendrów”, którzy przez wieki, choćby w okolicach Kazunia zakładali swoje osady. Ocalało po nich jeszcze wiele pamiątek, także charakterystyczny krajobraz. Kultywowanie tej tradycji zwłaszcza teraz ma wielki sens, bo „olendrzy” umieli nie walczyć z naturą, lecz z niej harmonijnie korzystać, a wylewy rzek nawoziły ich pola i sady, nie niszcząc specjalnie budowanych domostw na sztucznych wysepkach – „terpach”, ani grobli obsadzonych wierzbami.

Spotkaliśmy wielu, często już bardzo sędziwych ludzi, którzy pamiętają jak ruchliwą arterią była Wisła, którzy jeszcze łowili w niej wielkie jesiotry i łososie, także w samej Warszawie. Opowiadają nam o różnych ważnych i drobnych wydarzeniach, ale które tworzą kronikę dziejów Wisły jako pewnego zjawiska kulturowego.

Oni sami są żywą, niezastąpioną, cenną kroniką. Ideą działania Skansenu Wisły jest, aby wykorzystać ich wiedzę i umiejętności. Aby w wielu różnych, nawet małych miejscowościach właśnie tacy „ostatni Mohikanie” działali jako przewodnicy i przewoźnicy. Nie muszą pływać swoimi łodziami na długich trasach Kraków-Gdańsk, wystarczy, że przeprawią turystę na drugi brzeg, albo na piękną plażę na wyspie, a przy okazji opowiedzą o tym, „jak to drzewiej bywało”, kiedy to czas na Wiśle inaczej płynął.

Na szczęście w ostatnich latach stosunek do Wisły, jak i do wszystkich rzek, środowiska naturalnego uległa ważnemu przewartościowaniu. Już się odchodzi od planów regulacji i kaskadyzacji Wisły. Niepotrzebne topiono w niej bezskutecznie miliony, zniszczono w ten sposób brzegi, wyłączono z ruchu ¾ biegu i 3 ważne porty. Ale Wisła zachowała swój charakter roztokowej , wielkiej rzeki – co z tego, że rozlewa się tak szeroko. Jej główny nurt zawsze gdzieś toruje sobie drogę pomiędzy łachami, kępami, wyspami i jest spławny, tylko trzeba go wytyczać i znakować, bo to się zmienia z dnia na dzień.

Teraz na całym odcinku Wilanów-Nowy Dwór Mazowiecki jest zaledwie trzech strażników wodnych. Należy odbudować całą służbę wodną – potrzebni są, jak niegdyś kępni, wałowi, strażnicy wodni, którzy zajmą się prawidłową ochroną, będą świadomi CO I JAK CHRONIĆ – rezerwaty, brzegi, ale także zapewniać bezpieczeństwo ludziom. Rozmawiałem niedawno z bardzo starym rybakiem z Gusina, który łowił w Wiśle wielkie jesiotry. Opowiadał jak po jeden, szczególnie wielki okaz po tę morską, a więc koszerną rybę przyjechali Żydzi aż z Góry Kalwarii. Teraz nie ma w Wiśle jesiotrów, nie ma Żydów – Wisła jest pusta. Ale to się zmieni!

Najbardziej atrakcyjna część Wisły – od ujścia Sanu do Włocławka powinna być chroniona w formie parku narodowego. No i nowa oczyszczalnia ścieków dla Warszawy. Do 2010 roku raczej nie zostanie uruchomiona, ale jest w planach, to obowiązek nr JEDEN. Wtedy rzeka nareszcie zacznie żyć.

 

powrót do spisu rzeczy