Józef Ratajczak - Flis po Wiśle

W ubiegłym roku (6 – 27 V 2006) odbyliśmy flis, spływając od „kilometra 0", przy ujściu Przemszy, aż do Gdańska, z wyjściem na morze przez ujście Przekopu Wisły. Tę drogę przepłynęliśmy drewnianym galarem, wykonanym wg szkiców pochodzących z XVIII wieku, z czasów, gdy Królowa Polskich Rzek była wciąż główną arterią transportową w tej części Europy. Jako podstawowy napęd wykorzystywaliśmy niosący nas nurt rzeki, a do kierowania galarem używaliśmy 3-metrowych flisackich wioseł służących za ster i napęd jednocześnie..

Przez setki lat świetności Rzeczpospolitej, Wisła była główną arterią komunikacyjną państwa i prawdziwą aortą polskiej gospodarki. Dzisiaj, pomimo znacznych zniszczeń, jest niezwykłą atrakcją turystyczną, jako największa bodaj, dzika rzeka zjednoczonej Europy.

Budzi coraz większe zainteresowanie żeglarzy, kajakarzy i szerokiego kręgu miłośników rozmaitego rodzaju turystyki kwalifikowanej. My podjęliśmy się odtworzenia tradycyjnych technik spływów wiślanych, w tradycji minionych pokoleń upatrując najlepszego przewodnika.

Dorobkiem pierwszego flisu są m.in. badania cech chemicznych i innych wskaźników jakości wody wiślanej, przeprowadzone w przebiegu ok. 2/3 trasy spływu, systematycznie, w odstępach 1-kilometrowych. Wyniki tych badań (sole sodu i potasu, odczyn ph, natlenienie, Tds i Us, wraz z pomiarem temperatury próbek) zostały przekazane NFOŚ i są dostępne dla osób i instytucji zajmujących się monitorowaniem stanu naszego środowiska.

Obecnie podsumowujemy realizację „II Królewskiego Flisu Wiślanego". Jego założeniem było podtrzymanie zapoczątkowanego w ubiegłym roku procesu turystycznego ożywienia naszej królewskiej rzeki, a także fotograficzne i reporterskie udokumentowanie obecnego stanu potencjalnej, wodnej trasy turystycznej Wisły.

Wyruszyliśmy 17 V, też od kilometra „zerowego" drogi wodnej Wisły, aby 8 VI dopłynąć pod gdański żuraw. Początek szlaku żeglugowego naszej królewskiej rzeki jest położony powyżej Oświęcimia – przy ujściu rzeki Przemszy, a droga do Gdańska to ok. 960 km. szlaku wodnego. W ten sposób, po raz drugi przebyliśmy drogę, jaką przed nastaniem ery kolei żelaznych spławiano masowe towary, będące podstawą gospodarki Rzeczypospolitej.

Dzisiaj ten szlak jest w większości przebiegu dziki i praktycznie niedostępny dla regularnej, współczesnej żeglugi. My płynęliśmy płaskodenną, drewnianą łodzią, zbudowaną na wzór tradycyjnych wiślanych galarów i dlatego mogliśmy pokonać przeszkody, które dla głębiej zanurzonych statków o napędzie śrubowym, a nawet dla laminatowego jachtu żaglowego, byłyby w obecnych warunkach nie do przebycia.

Nagrodą była satysfakcja przepłynięcia tego szlaku i doświadczenie niepowtarzalnego piękna środkowej Wisły – największej dzikiej rzeki w Zjednoczonej Europie (z wyjątkiem może jedynie Skandynawii).

Dzisiejsza Wisła to jakby 3 różne rzeki. Od ujścia Przemszy, do Krakowa przebiega „kaskada górnej Wisły"– ciąg kanałów ze stojącą wodą, brudną od ścieków Górnego Śląska. Koryto rzeki jest przecięte jazami (zaporami spiętrzającymi), a żegluga jest poprowadzona przebiegającymi bokiem kanałami, przegrodzonymi łańcuchem gigantycznych śluz, mogących pomieścić lotniskowiec eskortowy z czasów II wojny światowej.

Są to w większości świeżo oddane inwestycje, których nie ma na żadnej mapie turystycznej. Kaskada kończy się na wschodniej granicy Krakowa, na progu i śluzie „Przewóz". Te budowle, wzniesione wadliwie w latach 50-tych XX wieku, doprowadziły do erozji dna Wisły na przestrzeni niemal 100 km poniżej jazu, i do obniżenia poziomu rzeki o kilka metrów. Jest to wynikiem sztucznego zwężenia koryta i wymuszonego przez to sztucznego przyspieszenia nurtu.

Dzisiaj śluzą Przewóz można przepłynąć zaledwie kilka tygodni w roku, podczas fali powodziowej, kiedy poziom wody wzrasta do wartości ostrzegawczych. Przez większość roku, poziom lustra wody za śluzą jest niższy, niż poziom jej betonowego dna, co absolutnie wyklucza możliwość żeglugi. Za śluzą Przewóz, zwłaszcza na wysokości Nowego Brzeska, z dna rzeki wystają ponad wodę odkryte przez erozję denną zęby litej skały, tworząc coś, co znamy z opowieści o porohach Dniepru, albo kataraktach Nilu. Krajobraz wokoło nie jest jeszcze piękny, bo zasłaniają go zbyt wąsko poprowadzone wały ochronne, ale tu już zaczyna się dzika rzeka, która staje się z biegiem nurtu coraz bardziej malownicza i egzotyczna, aż do Płocka.

To najtrudniejszy do żeglugi, ale najbardziej atrakcyjny turystycznie odcinek Wisły. Rzeka powoli się tu oczyszcza i zaczyna przypominać wodę, aż do Warszawy (a ściślej – Żerania), gdzie w oparach nieprawdopodobnego smrodu wpadają do Wisły nieoczyszczone ścieki komunalne z naszej Stolicy, która resztę Polski i piękną rzekę ma „w głębokim poważaniu".

Przed Warszawą jednak Wisła jest na prawdę piękna. Piekny jest przełom Wisły; począwszy od Baranowa Sandomierskiego, aż do progów skalnych powyżej Kazimierza dolnego, dalej Wisła się rozlewa i rozszerza, aż do bram Warszawy toczy swoje wody wśród niezliczonych wysp piaszczystych, wieloma, niezwykle malowniczymi odnogami. To królestwo suma i sandacza, zawartość rzeki na tym odcinku zaczyna przypominać wodę. Smród warszawskich fekaliów dopiero w okolicach Zakroczymia zostaje zneutralizowany dzięki zmieszaniu z lepiej natlenioną i żywą wodą Narwi.

Na terenie samej Warszawy nurt jest zawężony i przez to przyspieszony, rabunkowa eksploatacja piasku pogarsza dodatkowo sprawę i żegluga nieco poniżej Cytadeli zostaje ponownie utrudniona przez sterczące z dna zęby skalne.

Kawałek dalej jednak Wisła się znów rozlewa szerzej i zaczyna się obszar gmin z „Partnerstwa Wideł Trzech Rzek" – prawdziwy raj turystyczny, który, jako pierwszy zaczyna być świadomie urządzany przez lokalne samorządy. To początek jednego z trzech, moim zdaniem najpiękniejszych i najciekawszych odcinków Wisły, ciągnącego się aż za Płock.

Dalej, za Płockiem zaczyna się zalew włocławski. Piękne warunki dla żaglówek (namiastka falistego morza w centrum Polski) – bardzo niebezpieczne dla żeglugi towarowej i dla jednostek płaskodennych (a więc poważna przeszkoda dla naszego galara). Wysoka fala na zalewie zmusiła nas do zatrzymania się w Płocku, aż do zmiany kierunku wiatru. Zapora we Włocławku i zwężenie rzeki za zaporą jest kolejną hydrotechniczną katastrofą, niszczącą naturalne koryto Wisły. Erozja denna poniżej zapory powoli doprowadziła do zaniku żeglugi również na dolnym odcinku Wisły, uregulowanym niegdyś mądrze przez Prusaków i dostępnym wówczas nawet dla mniejszych jednostek pełnomorskich.

Procesy wymywania dna poniżej Włocławka i odkładania porwanego stamtąd materiału skalnego w niższych partiach rzeki doprowadziły do zaniku żeglugi nawet na wysokości Tczewa – w latach XX-lecia międzywojennego typowanego przecież na konkurenta Gdyni, jako główny polski port morski. Dzisiaj, o tej tradycji Tczewa mało kto pamięta, choć tereny żadnego Wolnego Miasta Gdańska, ani Prus Wschodnich nie przegradzają już dostępu do morza.

Dzisiaj przeszkodą są budujące się w błyskawicznym tempie i w niedający sie kontrolować sposób łachy materiału skalnego, nanoszonego spod Włocławka – wytworu sowieckiej szkoły budownictwa hydrotechnicznego, szczepionej na naszych ziemiach w czasach PRL-u. Dla naszej, płaskodennej łodzi, te przeszkody nie były zbyt wielkim utrudnieniem. Rekonstrukcja flisackich technik nawigacyjnych pozwala i dzisiaj przemierzać nurty Wisły. Gdy piętrzą się trudności – warto sięgać do tradycji i dorobku minionych pokoleń.

Wisłą można i dzisiaj pływać, a samorządy terytorialne gmin, powiatów i województw nad Wisłą położonych, powinny ten swój turystyczny skarb docenić. Warto docenić ludzi, którzy już dzisiaj to rozumieją i działają w tym kierunku. Na trasie naszej wyprawy spotykaliśmy takich ludzi. W Krakowie mijaliśmy liczne jednostki prywatnych „białych flotylli", wożące turystów w górę i w dół rzeki, w granicach miasta.

W Sandomierzu przywitał nas pan kapitan Tadeusz Prokop prowadzący podobną działalność na pięknych wodach sandomierskiego odcinka Wisły. W Kazimierzu Dolnym spotkaliśmy pana Stanisława Pieklika, który niezwykle trudne, ale też i niezwykle piękne wody powyżej Kazimierza eksploruje znakomitymi, opartymi na wielowiekowej, wiślanej tradycji, smukłymi „batami". W nieprzyjaznej dla Wisły Warszawie – miłość do naszej królewskiej rzeki szczepi fundacja „Ja Wisła", kierowana przez Przemysława Paska.

Najlepiej jednak zdają się rozumieć wartość tego skarbu władze samorządowe kilku gmin, skupionych w porozumieniu „Partnerstwa Wideł 3 Rzek". My spotkaliśmy się z władzami gminy Zakroczym i gościliśmy na przystani „Silurus" (łacińska nazwa suma). Przystań znajduje się na wodach Narwi, nieco powyżej jej ujścia do Wisły, naprzeciw niezwykłych ruin spichlerza, gromadzącego niegdyś zapasy prowiantu dla twierdzy Modlin.

Gmina Zakroczym cieszy się czyściejszą niż w wyższych partiach Wisły wodą, bo jej brzegi obmywane są czyściejszą i lepiej natlenioną wodą, jaką prowadzi Narew. Władze Zakroczymia, jako jeden z nielicznych nadwiślańskich samorządów, rozumieją wartość skarbu, jakim jest Wisła i przygotowują niezwykle wartościowy program zagospodarowania pięknej plaży i znakomitej, naturalnej przystani, jaka znajduje się na terenie Zakroczymia, kilka kilometrów poniżej ujścia Narwi.
 

 

powrót do spisu rzeczy